Hanna Lis znana jest ze swoich zdecydowanych poglądów i uznawana jako osoba twardo stąpająca po ziemi.
Tym bardziej zachowanie polegające na miauczeniu na ulicy wydaje się zupełnie nie pasować do Hanny Lis. A jednak sama dziennikarka przyznała, że to robiła!

Do zdarzenia doszło w Zawadach, to jest części dzielnicy Wilanów. Wszystko zaczęło się około tygodnia temu, gdy Hanna Lis ujawniła swoje zmartwienie. To wtedy przyznała, że zaginęły jej koty [czytaj tutaj].
Długie i nerwowe poszukiwania na szczęście zakończyły się sukcesem:
Kochani, po pięciu dniach giganta odnalazłam Felka, po sześciu – Toyotę. Szczerze mówiąc w trzeciej dobie poszukiwań straciłam nadzieje, że kiedykolwiek je jeszcze zobaczę. A jednak! Never give up!
Jak się okazuje, dziennikarka dostała wiele cennych rad, jak szukać kotów:
Nocą, gdy już jest cicho, albo o świcie, gdy jeszcze świat nie wybudzil się ze snu (no chyba, że macie mnie za sąsiadkę, biegającą w środku nocy z latarką i wołającą „Toyyyoooooota, Feeeelek”).
Hanna Lis opowiedziała też, że kotka o imieniu Toyota nie dała się wziąć na ręce. To dlatego dziennikarka musiała wabić ją miauczeniem. Doszło też do zabawnej sceny z udziałem jednego z kierowców:
Nie dała się wziąć na ręce (Felek sam wskoczył), więc szlam przodem (miaucząc), a ona za mną, nie do końca przekonana czy aby na pewno chce wrócić w tryb kota domowego. Jeszcze raz bardzo przepraszam pana, któremu o północy niemal wskoczyłam na maskę samochodu, prosząc aby stał w miejscu, bo inaczej speszy kota🙈. Spokojnie wyłączył silnik i czekał aż, miaucząc nieprzerwanie, znikniemy mu z pola widzenia. Bardzo Panu dziękuję! ♥️
Biorąc pod uwagę, w jakich czasach żyjemy aż dziw, że zdjęcia czy nagrania miauczącej Hanny Lis nie trafiły do sieci.
Najważniejsze jednak, że odnalazły się zaginione kotki 🙂
