Monika Richardson przejechała skrzyżowanie na czerwonym świetle. Miała szczęście, bo nic się nie stało. Ale też i pecha, bo śledzili ją paparazzi, którzy wszystko uwiecznili na zdjęciach.
Tego dnia dziennikarka spotkała się z synem w jednej z warszawskich knajpek. Po posiłku, wracała swoim czarnym Audi do domu.
Paparazzi z Super Expressu uchwycili moment, gdy Monika Richardson przejeżdża przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. Sami prawdopodobnie zrobili to samo i pojechali za dziennikarką aż pod jej dom. Tam zrobili zdjęcia, jak kobieta wyciąga z bagażnika karton z winem.
Po publikacji artykułu w Super Expressie, Richardson odniosła się do artykułu. Winą za złamanie przepisów drogowych obarczyła… samo auto! Stwierdziła bowiem, że bywa ono zbyt szybkie:
Kocham ten mój samochodzik (…) Czasem jest trochę za szybki, ale naprawdę staram się pilnować????
Odniosła się też do swoich zakupów oraz kartonu wina i zapewniła:
Nie jeżdżę po alkoholu, taką mam zasadę staroświecką i to się nie zmieni.
Najwięcej miejsca poświęciła jednak kwestii swojego wyglądu. Na stronie Super Expressu napisano:
„…zmienił się też jej wygląd – dziennikarka sprawiła sobie krótką, zadziorną fryzurkę, dodatkowo najpierw ufarbowała włosy na różowo, a teraz na jasny blond.”
A Monika wyjaśniła:
odkąd skończyłam pięćdziesiątkę, przestałam się malować. Uważam, że mój wizerunek zawodowy na tym nie ucierpiał, na scenę wchodzę w makijażu i odpowiedniej stylizacji. Ale na co dzień, w mojej szkole, w kursach online liczy się to, co mam w głowie.
Daria Ładocha smutno o córce: „Zamykamy pewien rozdział”