Obecnie cała Polska objęta jest żółtą strefą jeśli chodzi o zagrożenie koronawirusem.
Część miast i powiatów jest w jeszcze bardziej zagrożonych strefach czerwonych (zobacz TUTAJ). To znaczy, że w całym kraju obowiązuje nakaz noszenia maseczek. Wychodząc z domu powinniśmy mieć zasłonięte usta i nos i nie zdejmować masek.
Wystarczy jednak spojrzeć na ulice polskich miast, by stwierdzić, że jest to przepis martwy, a może nawet bezsensowny. Gro osób przebywając na powietrzu nie tylko pali papierosy, ale też je i pije. Tym samym maseczki są zdejmowane i zakładane. Niektórzy zachowują się w paranoiczny sposób, bo noszą maskę, zdejmują ją by coś zjeść i często jest to danie jedzone palcami – frytki czy lody. Nie ma tu zatem mowy o higienie.
Tymczasem jak informuje wp.pl, według rzecznika Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar, będąc na ulicy, nie możemy niczego jeść:
Bary z jedzeniem na wynos nadal mogą funkcjonować, możemy sobie kupić posiłek, ale zjeść go możemy tylko w domu, w miejscu pracy, gdzie maseczkę można zdjąć, czy w samochodzie.
Przepis ten nie obowiązuje w trakcie podróży koleją i nie dotyczy:
„spożywania posiłków lub napojów po zajęciu miejsca siedzącego w pociągu objętym obowiązkową rezerwacją miejsc, w tym posiłków i napojów wydawanych na pokładzie pociągu”.
Warto tu zauważyć, że w pociągach nie są zachowywane odstępy. Często kolej sprzedaje wszystkie miejsca w danym przedziale. Tak więc 6-osobowych siedzi sześć osób, a w 8-osobowych aż osiem osób w małym zamkniętym pomieszczeniu.
Jak więc widać przepisy dotyczące noszenia masek, przeczą logice. Za to za ich złamanie grozi nam mandat do 500 zł. Jeśli sprawa trafi do sądu, możemy być ukarani kwotą nawet do 5 tys. zł. za brak maski.
>>>Była partnerka Tomasza Karolaka zachęca: „Możecie się już trochę wyluzować i zdjąć maseczki.”
fot. pixabay