ZDROWIE&URODA

Weterynarz uśpił psa. Ale nie tego, który był chory!

O bulwersującej „pomyłce” weterynarza pisze facebookowy profil „Scyzoryk się otwiera – satyryczna strona Kielc”.

Do zdarzenia miało dojść na terenie gminy Zagnańsk. To tam weterynarz wszedł na posesję i uśpił całkiem zdrowego psa!

Poznajcie szczegóły tej sprawy.

 

fot. screen https://www.facebook.com/ScyzorykSieOtwiera

 

Zdarza się, że właściciele podejmują decyzję o uśpieniu swojego pupila. Zwykle jednak jest to poprzedzone długimi i smutnymi rozważaniami. I nawet jeśli dana osoba jest przygotowana na to, co nastąpi, i tak wiąże się to z bólem.

 

Trudno więc sobie wyobrazić jaki szok przeżyli właściciele 5-letniego owczarka Stefana.

 

Wyobraźcie sobie, że jesteście w domu. Nagle przyjeżdża weterynarz. Znany wam. Wchodzi na podwórko i pyta o Waszego pieska, trzymając strzykawkę w ręku. Myślicie, że to pewnie szczepienia. Zawołany piesek przybiega. Bez słowa dostaje zastrzyk. Piesek przestraszony ucieka.

 

Starsza pani – właścicielka – woła Stefan (tak miał na imię)! Stefan chodź do pani! Na to weterynarz – on już do pani nie przyjdzie…
– ale jak to? O co chodzi? – pyta właścicielka 5 – letniego, zdrowego, 70 – kilogramowego owczarka, pupila, ukochanego zwierzaka całej rodziny.
no uśpiłem go, a to jest ulica XXXXX nr yy? Nie? A to pomyliłem adresy. Kupicie sobie nowego psa…
Pan doktor odwrócił się i spokojnie odjechał…

– relacjonuje „Scyzoryk się otwiera – satyryczna strona Kielc”.

 

Jak się okazuje, weterynarz wezwany był pod inny adres do 12- letniego, małego pieska z guzami. Pomylił adresy i przed zrobieniem zastrzyku nawet się nie upewnił czy jest we właściwym miejscu.

 

Właściciele zawiadomili policję. Funkcjonariusze zabrali uśpionego psa w celu przeprowadzenia badań.

 

Powołani zostali biegli, którzy ustalą, w jaki sposób doszło do śmierci zwierzęcia i jaką substancję mu podano.

– powiedział Onetowi Karol Macek, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji.

 

W komentarzach na facebooku głosy oburzenia mieszają się z wątpliwościami co do tej historii. Internauci dziwią się, że weterynarz mógł podać zastrzyk bez pisemnej zgody właścicieli. Zastanawia również fakt, czy taką samą strzykawkę miał mieć dla małego pieska, jak i dla 70-kiligramowego Stefana?